Kilka dni temu wpadła mi w ręce nowa płyta Adele pt. "25". Pomyślałem że podzielę się moimi przemyśleniami na temat tego świeżutkiego krążka wokół którego krąży wiele opinii zarówno tych złych jak i tych dobrych.
Jakiś czas temu byliśmy z Wariatem na Polskiej Nocy Kabaretowej. Mieliśmy fantastyczne miejsce, genialny widok i w głębi duszy trochę podśmiewaliśmy się z nieszczęśników, którzy wydali na bilet nie małe pieniądze, a sceny widzieli tyle co kot napłakał. Ostatecznie był to absolutnie jeden z lepszych wieczorów i jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w naszym życiu. Zobaczyliśmy Mariolkę, z niedowierzaniem patrzeliśmy na talent Ireneusza Krosny, czy w przypływie emocji zastanawialiśmy się nad trzeźwością jednego z kabaretowych artystów.
Od dzisiaj bloga poprowadzą dwie osoby. Będę umilać Wam czas odrobiną muzyki (dobrej mam nadzieję) oraz pomysłami na w szybkie i smaczne dania z różnych zakątków świata.
Hm… A może on w cale nie jest lepszy? Bo w końcu budzisz się w pustym łóżku, wracasz do pustego mieszkania, wychodzisz sam/a na spotkania i generalnie Twój tryb życia nie różni się zbytnio od osoby, która jest samotna. Czy ostatecznie są jakieś plusy tego związku na odległość? Tak! I po stokroć będę powtarzać, że tylko wtedy kiedy macie perspektywy na wspólną przyszłość.
Ja to chyba jednak mam szczęście do bycia na tapecie. Kamera mnie lubi, aparaty też, może pomyliłam branże? :D W każdym bądź razie spełniania marzeń ciąg dalszy – tym razem na horyzoncie pojawiło się spotkanie z Red Lipstick Monster zorganizowane z okazji wydania autorskiej książki.
Oglądacie 20m2 na YouTube? Okazuje się, że prowadzący – Łukasz Jakóbiak robi nie tylko fantastyczne wywiady, ale też od pewnego czasu prowadzi wykłady motywacyjne. Bo… sam miał problem z motywacją. Jest wiele osób, które prowadzą prelekcje na ten temat, jednak Łukasz ma w sobie coś wyjątkowego. Coś co przyciąga. Coś, że jeżeli jesteś zmotywowany, czujesz się zmotywowany bardziej, a jeżeli nie jesteś zapewniam Cię, że będziesz.
Lubię jeździć po okolicznych wsiach.
Może to się wydać dziwne, ale widok krowy jedzącej świeżą trawę, kur biegających wzdłuż drogi, czy przelatującego bociana – chociaż to akurat czasem wprawia w zakłopotanie – potrafi wywołać ogromny uśmiech na mojej twarzy.
Jednak zwierzęta hodowlane to nic! Prawdziwą gratką jest zobaczyć bażanty, zająca lub sarnę. Niezwykle miłe uczucie, tym bardziej że niektórzy – jakby nie było – dzikie zwierzęta mogą zobaczyć tylko w zoo.
Szkoda, że zaczęłam doceniać takie rzeczy dopiero kiedy zaczęło mi ich brakować. A może ja się po prostu starzeję? Dobrze umieć cieszyć się z małych rzeczy.
Jednak nie zmienia to faktu, że gdy pierwszy raz kupowałam w warzywniaku owoce, które zazwyczaj jadłam z prosto krzaka czułam się dość dziwnie.
I ta konsternacja podczas rozmowy z Panią sklepową:
-Ile Pani nałożyć?
-Ymm… Garść. – I szybkie spojrzenie na wagę ile taka „garść” waży.
W tym momencie zrozumiałam też jak wiele rzeczy nie wiem, a dla innych jest normą. Aczkolwiek z drugiej strony dla ludzi wychowanych w mieście atrakcją na miarę wesołego miasteczka jest widok rosnącej pszenicy, kukurydzy czy rzepaku, podobnie jak krzaki jeżyn czy malin. Jakże duże było moje zdumienie, że ludzie naprawdę mogą nie wiedzieć jak rośnie jakiś owoc.
Cieszę się, że pochodzę z takiego miejsca i mogę do niego wracać. Bez wstydu mówię znajomym, że jadę do domu na wieś, chociaż wieś nie typową. Wychowałam się w bloku, niedaleko jest szkoła językowa, OSK i kręgielnia.
Ot taka ciekawostka.