Częstochowa featured

Nasza przygoda z offroadem

14:12:00szalona

offroad kamieniołom kielniki 

Znacie powiedzenie "głupi ma zawsze szczęście"? Na swoim przykładzie używam go nad wyraz często. Na Festiwalu Smaku, który jakiś czas temu odbywał się w Częstochowie wygraliśmy z Wariatem 2 bilety na 1,5 godzinne szkolenie offroadowe. Wygraliśmy, albo raczej ja wygrałam swoim głupim szczęściem i cwaniactwem. A to całkiem zabawna historia.

Zacznę od początku, czyli od samego Festiwalu Smaku. Pierwsza edycja festiwalu odbywała się w dniach 25-29 stycznia. Festiwal polegał na tym, że w okazyjnej cenie można spróbować degustacyjnych porcji dań z różnych restauracji lub kawiarni. Idea o tyle lepsza od Restaurant Weeka, że ceny były zdecydowanie bardziej kuszące, bo w okolicach 15zł za przystawkę i danie główne.

W czasie trwania festiwalu w mediach społecznościowych organizowano różne konkursy. A że ja jestem z natury łasa na nagrody i wszystko co darmowe postanowiłam wyczekać na taki konkurs, w którym ludziom się nie będzie chciało wykonywać zadania. No i tak też było. Żeby znaleźć odpowiedź na pytanie konkursowe przez dobre pół dnia zawzięcie wertowałam strony internetowe i profile na fb.

Na pytanie konkursowe można było odpowiadać przez 2 dni do godz. 21. Ja odpowiedziałam na nie już pierwszego i spokojnie czekałam na wyniki. Wygrać mogły 2 osoby, a nagrodą był wspomniany wcześniej wypad na offroad.

Przyszedł drugi dzień trwania konkursu, ludzie zaczęli kopiować swoje odpowiedzi (mojej na szczęście nie, bo była udzielona w kilku komentarzach) i o 20.20 dostałam olśnienia! Przecież w konkursie do wygrania są 2 bilety, a skoro inni kopiują swoje odpowiedzi to dlaczego Wariat nie może skopiować mojej?

Po chwili dzwoniłam już do Wariata z pytaniem, czy będzie chciał jechać na offroad jak już wygra. Ostatecznie stwierdził, że mu to obojętne i jak chce to mogę wejść na jego konto (łatwowierny :D) i skopiować odpowiedź, co oczywiście zrobiłam.

Wybiła 21. Namiętnie klikam ikonę odświeżania strony, a tu nic. Po chwili pojawia się komentarz ze zwycięzcami - WYGRALIŚMY! Obydwoje!
Dzwonię do Wariata
- Jak bardzo mnie kochasz?
- No nie żartuj że wygrałaś.
- Lepiej kochanie, wygraliśmy obydwoje.
- Pi***olisz!

I tak właśnie w marcowy niedzielny poranek jeździliśmy Land Roverami po Jurze. 

Z naszymi instruktorami - Piotrem i Igorem umówiliśmy się na parkingu przy rezerwacie Sokolich Gór. Parę minut po 10 podjechały na niego piękne, dwa gigantyczne Land Rovery. Jeden w automacie, drugi z manualną skrzynią biegów. Z racji tego, że jestem mniej doświadczonym kierowcą wybrałam automat (chociaż nigdy wcześniej go nie używałam).

W drodze do pierwszego punktu wycieczki instruktorzy zrobili nam mini szkolenie wprowadzające do całej tematyki offroadu, opowiedzieli jak działa samochód itd. Miejscami za kierownicą zamieniliśmy się w Kamieniołomie Kielniki.

Sam kamieniołom przepiękny, ale to co tam zastaliśmy było jeszcze bardziej niesamowite. Mnóstwo terenówek, namioty ogniska... Przywitało nas kilku znajomych naszych instruktorów - jeden bodajże solenizant (50tka) był niesamowicie towarzyski, łamał bariery i nie miał najmniejszego zamiaru wytrzeźwieć. :D

Jeżeli chodzi o samą jazdę - na offroadzie jeździ się powoli. Także miłośnicy szybkości mogą zapomnieć o tego typu doznaniach. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo niektóre ścieżki były tak wąskie, że krzaki rysowały samochód z oby stron. Do tego stopnia, że w pewnym momencie jedną ręką trzymałam kierownicę, a drugą lewe lusterko, bo... wypadło. Co więcej trzeba bardzo szybko reagować na to co się dzieje na drodze, bo w każdym momencie możesz nie wyrobić się na zakręcie i zaliczyć drzewo. Ewentualnie słup. Przejeżdżaliśmy koło takiego zgiętego w pół, bo chłopak który prowadził LR okazało się, że nie miał prawa jazdy i nie umiał zapanować nad autem.

Sami instruktorzy bardzo kulturalni. Nie krzyczeli, wcześniej uprzedzali kiedy trzeba zwolnić, albo objechać coś bokiem. Propsy.

Jeździliśmy głównie po lasach, czasem tylko wyjechaliśmy na asfalt, żeby znowu wjechać do lasu. Najgorszy był moment, kiedy wyjeżdżaliśmy z lasu na ulicę prowadzącą do kościoła, w którym akurat odbywała się msza. Wyobraźcie to sobie - uliczka jest wąska, po jednej i po drugiej stronie stoją samochody, a ja jadę gigantycznym autem. Nie wspominając o fakcie, że swoje własne auto już kilka razy przyrysałam. I mówię do Piotra - jak wyjadę stąd i nie przyrysałm żadnego auta to będę z siebie dumna! Na co on - dawaj gazu masz mnóstwo miejsca. Yyyy.... Okej.

Podchodząc do wypadu bardziej emocjonalnie - mega podobały mi się momenty, kiedy pół auta jechało wyżej a drugie pół niżej. Wtedy czułam, że faktycznie coś się dzieje. Ale ja chyba mam trochę inny próg odczuwania strachu. Coś musi być na prawdę konkretne, żebym poczuła adrenalinę. Także dla mnie to była fajna przejażdżka, za to Wariat wysiadł z auta cały czerwony. Ale podobno to tylko od ciepła.

Gdybyście chcieli przeżyć offroadową przygodę w okolicach Olsztyna sprawdźcie strony chłopaków
motywacja.com
Mr. Boston w podróży

P.S. Gdy jechaliśmy na spotkanie GPS poprowadził nas inną drogą niż zwykle. I dobrze! Nie zdawałam sobie sprawy jakie piękne widoki mam pod nosem. Na prawdę nie wyobrażacie sobie jaka Jura jest piękna... 

sad we Mstowie

droga doliną do Mstowa
pole na Jurze

You Might Also Like

0 komentarze



email marketing zapewnia MailPlanner







Popular Posts

najnowsze posty

Formularz kontaktowy